czwartek, 30 stycznia 2014

209.

Oto nadszedł czwartek. Dzień, w którym świat się zatrzymał, bo JA! JA poszłam do kosmetyczki, co by mi paznokcie zrobiła hybrydowe... Hmmm Hmmmm Hmmm.... No dupy mi nie urwało. Już nie wspomnę o jakości. Pierwszy i ostatni raz byłam u tej Pani.

Do rzeczy. Umówiłam się na konkretną godzinkę, z terminem nie było problemu. Nawet mnie o nazwisko nie pytała, żeby zapisać. No OK, może akurat wolny dzień faktycznie. Więc plus. Ale z drugiej strony? Skoro ma takie luzy w salonie, to albo do tej wioski moda na paznokcie nie dotarła albo coś z jakością nie tak. Podejrzewałam to pierwsze...
Powinny mnie odstraszyć same firanki, które mimo iż gustowne, to niemalże czarne od kurzu... Zauważyłam to w sumie dopiero w trakcie manicure, jak się z nudów rozglądałam.
Powinno mnie odstraszyć, że owa Pani zaprosiła mnie na krzesełko- do stoliczka, absolutnie jak w TVN-ie - był upier*olony (pozdrowienia dla Pana Durczoka). Jak i reszta sprzętów, co na własne oczy zobaczyłam. Salon urody, kuźwa, za przeproszeniem. To coś na czym miałam ręce oprzeć... Dlaczego ja stamtąd nie wybiegłam? Nie wiem.. Chyba chciałam jak najszybciej wypróbować te hybrydy i tyle.
Pani zapytała mnie czy wycinamy skórki. Good Lord, nie! Cofamy tylko. Pani cofnęła. Ała! Potem jakimś pilnikiem zdarła mi nieco płytki, nie dużo, tak na moje oko. Potem czymś bardzo wodnistym przejechała mi po pazurach, szczypało jak nie wiem co. Ale powiedziała, że może do skórki wlazło, to temu. OK. Następnie blokiem polerskim przejechała po paznokciach i zmywaczem bezacetonowym. Potem chyba już jakąś bazą pod te hybrydy malowała przezroczystą, nie wiem nie znam się, ale szło to pod lampę UV na 2 minuty. Nie wspomnę jak wyglądała. Potem wybrałam kolor, chciałam beż - jest beż. Maziała mi pędzelkiem, mówi że trzeba 2 warstwy, 3 nie, bo to takie grube się robi. Po każdej warstwie na 2 minuty do UV. Potem poprawiała coś pilnikiem (dziękuję za utworzenie kilku dziwnokształtnych paznokci), przejechała zmywaczem (dziękuję za stworzenie prześwitów przy skórkach, kciuka zupełnie zmazała, ale poprawiła na szczęście) i zapytała o wzorek. No to coś delikatnego. Jeszcze jakimś bezbarwnym lakierem pomaziała i już bez lampy, "pani posiedzi, żeby przeschło". W sumie 25 minut, 40 złotych.
Efekt? No nie jestem zadowolona. Naoglądałam się hybryd na blogach i amatorki robiły ładniejsze... Na kilku pazurach jakieś kropki niewiadomego pochodzenia. Na jednych grubiej koloru, na innych cieniej (takie słowo istnieje?). Kolor nagromadzony przy krawędziach, a na środku prześwity. Na jednym w ogóle jakiś śmietek utrwalony. Ehhh :(
Ktoś zna Panią, która na prawdę ładnie potrafi zrobić hybrydy? Jestem w potrzebie!

Nie wiem - może ja się czepiam. Może straszna ze mnie pedantka. Może Wam się podoba. Nie mówię, że są całkiem do dupy. Ale wyobrażałam sobie coś innego. Zawiodłam się, do tego salonu już nie wrócę.

Zdjęcia w sztucznym świetle, więc nie do końca widać wszystko.








Ehhh... Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz