poniedziałek, 16 lipca 2012

104.

Żadna specjalna fryzura to nie jest, ale dobra na upały. Nic mnie nie grzeje bo szyi, a kwiatek dodaje uroku ;)

widzicie, jak się błyszczą? :D




Moja włosowa pielęgnacja?
-Balsam do kąpieli Babydrem fur mama
-odżywka nawilżająca Alterra z granatem i aloesem
-eliksir ziołowy do włosów wzmacniający, przeciw wypadaniu z Green Pharmacy

Tyle :)
No to nara! :)

piątek, 13 lipca 2012

103.

Dziś trzynasty. Piątek. Oby nie był pechowy ;) Wczorajszy wieczór był jednak wyjątkowy - zostałam CIOCIĄ prześlicznego Kubusia :)

A wracając do bloga... Podobno hitem tegorocznych wakacji są cieniowane paznokcie :) Postanowiłam spróbować swoich sił w tym wzorku. Nie do końca może wyszło mi tak jak miały wyjść, ale chyba nie ma źle ;) Podglądnęłam jak się to robi na blogu Kosmetyczne alter ego.

Jako lakier bazowy wybrałam mój ulubiony Nude it! z essence. Dwie warstwy. Pozwoliłam mu dobrze wyschnąć.



Potem trzeba się zaopatrzyć w gąbeczkę. Wybieramy sobie lakier, który posluży nam do cieniowania. U mnie to śliweczka z Sensique nr 149.



Na gazetę nakrapiamy lakier i tytłamy w tym gąbeczkę. I do pazurka, mianowicie końcówkę ciapkamy mocno, trochę wyżej ciapkamy już resztką lakieru, która na gąbeczce została. I tak wszystkie paznokcie jak leci po kolei. Następnie włączamy ulubiony serial, a paznokcie schną ;)



Pauzujemy serial. Robimy mix lakieru podstawowego i tego do cieniowania w stosunku mniej więcej 1:1. Czystą gąbeczkę tytłamy w mixie i pierwsze ciapki idą na gazetę. Te delikatniejsze ciapki idą na paznokcie, mniej więcej przez środek. Robi się ładny gradiencik. Znów włączamy serial.



Pauzujemy znowu serial. Robimy drugiego mixa, tym razem przeważa lakier bazowy, tego drugiego dodajemy mało, żeby pozostał ledwie jego cień. I ciapkamy powyżej ostatniej warstwy.



Na koniec nanosimy poprawki. Ważne, żeby końcówka paznokcia miały wyraźny kolor. Usuwamy lakier ze skórek i malujemy top coatem. Finish! :)




Mam nadzieję, że się podoba :) I jestem przekonana, że takie cieniowane paznokcie każdy bez problemu zrobi sam. Wbrew pozorom nie zajmuje to pół dnia.
No to życzę szczęścia na ten piątek trzynastego ;) Pa!


P.S. jakość zdjęć przeciętna, ale i aparat nie pierwszej nowości.

czwartek, 12 lipca 2012

102.

Kolejna mała recenzja ;) Tym razem odżywka do włosów. Tak się zastanawiałam.. jest tyle produktów do włosów, tyle milionów idzie na reklamę... tej chemii. Na dodatek drogiej. Naładowane to wszystko silnymi detergentami, silikonami, parabenami... Może lepiej przerzucić sie na coś mniej chemicznego, zdrowszego i.. tańszego? :) Szperam dużo w necie, szczególnie lubię zaglądać na różne blogi, gdzie dziewczyny recenzują kosmetyki. Mam pare ulubionych, które namiętnie czytam. Przede wszystkim polecam bloga Anwen. Zaglądam też do BlondHairCare. To dzięki tym dwóm dziewczętom zaczęłam zwracać uwagę na etykietki.

A wracając do odżywki. Miałam kilka w swoim życiu i zawsze mnie rozczarowywały. Obciążały niemiłosiernie włosy i powodowały, że przetłuszczały się dwa razy szybciej. Ale to już przeszłość :) Teraz jest ze mną Alterra: odżywka nawilżająca z granatem i aloesem! :) Do kupienia w Rossmanie. Dałam za nią jakieś 5-6zł (200ml), promocja akurat była :)



Zapach ma piękny! :) Ale czytałam, że niektórym się nie podoba. Kwestia gustu.
Konsystencja typowa dla odżywek.
Bardzo wydajna. Używam jej prawie codziennie.
Jest błyskawiczna. Nakłada się ją na umyte włosy. Trzeba wmasować i spłukać.
Nie zawiera silikonów ani parabenów (no ja mam jakąś zawodową alergię, unikam jak mogę!).
Przede wszystkim nie obciąża włosów, nie przyspiesza ich przetłuszczania, a daje wygładzenie, miękkość i blask!
Nawilża włosy, końcówki są w stanie idealnym, nie rozdwajają się (ale to na pewno również dzięki Babydream fur mama).
A rozczesywanie to przyjemność :) 
Jestem megazadowolona i na pewno będę do niej wracać. Wypróbuję tez inne odżywki z Alterry :)

Polecam! :)

Jeśli ktoś chce wnikliwie zbadać skład kosmetyków to podsuwam Kosmopedię.

środa, 11 lipca 2012

101.

Ech zapomniałam obfotografować świeżych pazurków.. Te są już starte, po przejściach, po sprzątaniu i myciu garów i po setkach innych rzeczy. Nie chcą mi rosnąć, a jak już się wybiją, to się rozdwajają i łamią. Skandal. Ale mam już pomysł na nowy wzór, hit tegorocznych wakacji. Może ktoś się domyśla? :)



Z bólem stwierdzam, że bez Nail Teka nie mogę mieć długich paznokci, jest to po prostu niemożliwe.. Bo zaraz się łamią.. Już nawet mam szklany pilniczek i nic.. Nail Tek to jednak cud i produkt wszech czasów, istny KWC :) Może kiedyś do niego wrócę ;)

Pozdrawiam! :)

wtorek, 10 lipca 2012

100

Ale gratka! Setny post! :D Kiedy to przeszło :P
 
Myślę, że po 2 miesiącach używania przyszedł czas na recenzję szamponu Babydream fur Mama, do kupienia w Rossmanie (ok.10zł za 500ml).
Generalnie na blogach szum wielki o tym szamponie, a w zasadzie balsamie do kąpieli dla ciężarnych :P I różne są głosy. Jedni zachwyceni, inni mówią, że bez fajerwerków. Dorzucę i ja swoje 3 grosze ;)




Zapach... hmm.. jednego dnia go lubię, innego nienawidzę (dziś mi się podoba ;D ). Ale raczej typowy dla produktów dla dzieci (choć ten jest dla mam ;P ).
Jest bardzo kremowy, delikatny i dosyć rzadki.
Mało wydajny niestety, bo niezbyt się pieni. Tzn. mniejszą ilością też włosy umyję, ale tak mi się wtedy włosy plączą, że wolę go jednak więcej zużyć :P Starczył mi na prawie 2 miesiące codziennego używania (no przecież ma pół litra :P ).
Dobrze zmywa oleje, jeśli ktoś naoliwia włosy od czasu do czasu.
Początkowo wydaje się, że nasila przetłuszczanie włosów, ale po tygodniu to mija i redukuje przetłuszczanie :) Niewiele, ale zawsze coś. Jakby się uparł, to można myć włosy co 2 dni, ale ja wole codziennie, lepiej się czuję :P
Nie zawiera parabenów i innego chemicznego dziadostwa. Czyli wielki plus :)
Bogaty w pielęgnujące olejki, bardzo odżywczy. A po czym to poznać? Że po tych 2 miesiącach stosowania mam mnóstwo nowych włosów, które są krótsze od reszty i odstają mi na wszystkie strony, co mnie bardzo denerwuje, ale również cieszy, bo mi strasznie wypadały przedtem.. No i kolejną zaletą są mięciutkie włosy, zupełnie inne w dotyku (w porównaniu z innymi, bardzo chemicznymi szamponami).

Czym są poszczególne składniki tego Babydream'a można poczytać na blogu BlondHairCare.

Polecam :)

Teraz kupiłam Bbabydream dla dzieci (też płyn do kąpieli), bo akurat tych dla mam nie było. Podobno też jest niezły, okaże się :)

Pozdrawiam!



edit: nie, nie jestem w ciąży :P głupki ;)

poniedziałek, 9 lipca 2012

99.

Dzisiaj chciałabym troszeczkę napisać o podkładzie mineralnym Pixie, czyli generalnie o polskiej marce minerałów. Tak więc niby RECENZJA. Do tej pory używałam Everyday Minerals, jednakże co parę miesięcy producent podnosi ceny, co mi nie odpowiada :P Więc szukałam alternatywy. Postanowiłam dać szansę polskiej marce. I niestety się zawiodłam...

W sklepie internetowym http://kosmetyki-mineralne.com/ (na którym ostatnio też się zawiodłam :P nie odpisywali mi na maile ani nie odbierali telefonu, ale na fb siedzieli cały czas..) zamówiłam kilka próbek, akurat była promocja na kosmetyki Pixie. Wybrałam odcienie: Ayperi 0, Ayperi 1, Breena 0, Calista 0 i Calista 1. Najlepszym kolorkiem dla mnie okazała się Calista 1. Więc pomaziałam się rano, w niedzielę. Dzień wolny, nie będę się przemęczać i pocić - sobie pomyślałam. Taa upał był, owszem, może nie tak wielki jak w zeszłym tygodniu. Jak tylko czoło zaczęło mi się pocić - myślałam ze wyjdę z siebie, tak mnie skóra zaczęła swędzieć. To nic, myślę sobie, to w zimie będę używać Pixie, jak nie będzie się tak ze mnie lało. Ale niestety... Po 2godzinach podkładu już prawie nie było na twarzy. A nałożyłam 2 warstwy, bo słabo kryje. Poprawiałam go 2 razy i niestety... Ciągle ekspresowo znikał z twarzy. Jestem rozczarowana. I na pewno nie kupie pełnowymiarowych opakowań. EDM mimo upału sobie radzi.







A tak konkretnie.
Podkład jest przeraźliwie suchy. EDM jest bajecznie kremowy w porównaniu z Pixie.
Trwałość.. żadna. EDM zostaje ze mną na cały dzień, bez poprawek.
Krycie.. żadne. Nie zakryło nawet minimalnych zaczerwienień na twarzy, a nałożyłam 2 warstwy. A potem jeszcze dwie..
Nie podrażnia. Tzn. nie wyskoczyło mi nic po tych 4 warstwach Pixie :P Ale swędziało mnie czoło. Więc tak jakby podrażnia ;)

U mnie się kompletnie nie sprawdził i ja nie polecam. Może ktoś inny byłby zadowolony. Ja - nie.

Więc nadal musze szukać zamiennika EDM...

środa, 4 lipca 2012

98.

Od miesiąca chodziła za mną frittata! :) I w końcu ją zrobiłam. Czytałam różne przepisy, uznałam jednak, że zrobię własną kompozycję. Poszukałam tylko co prócz jajek jest niezbędne. Moja frittata była na bogato :D

Frittata (na 4 nieżarłoczne osoby :P) :
4 jajka
2 łyżki mąki
2 łyżki mleka
Białka ubić na sztywna pianę, dodać żółtka, mleko i mąkę. Następnie dodać ulubione składniki i przyprawy, delikatnie wymieszać z masą jajeczną. Naczynie żaroodporne wysmarować masełkiem, piekarnik nagrzać do 190st. Masę wlać do naczynia i piec ok.20-30min. W trakcie pieczenia kilkakrotnie nakłuwałam widelcem frittate, szczegółnie na środku, żeby jajko się ścięło.

A co ja włożyłam do frittaty? Usmażone wcześniej pieczarki, podsmażone kawałki koko, starty ser żółty, posiekany szczypiorek, cebulę, cukinię i paprykę żółtą w kostkę, przyprawy. Generalnie co tam się w lodówce znalazło ciekawego, to wylądowało w masie jajecznej :) Polecam i na obiad i na kolację :)




wtorek, 3 lipca 2012

97.

Niedzielny obiad. Upał.... Cała kuchnia zawalona... Wygladała tak:






Bez parowaru się nie obejdzie! :) Ziemniaczki posypane szczypiorkiem, marchewka z groszkiem, koko z pieczarkami i serem, a do tego smażona cukinia w panierce.




Cukinia smażona:
Niedużą cukinię umyć, pokroić w plastry grubości ok.1cm lub mniejsze. Można obrać, ja akurat zrobiłam mozaikę :) Posypać solą, żeby puściła soki. Potem odsączyć papierowym ręcznikiem. Rozkłócić jajko, dodać do tego sól i pieprz. Plastry moczyć w jajku, a następnie panierować w bułce tartej. Smażyć na oleju z obu stron na złoto-brązowy kolor. Ja po usmażeniu dodatkowo odsączałam nadmiar tłuszczu.
Bardzo dobra jest taka smażona cukinia, ale brakowało mi kropki nad i. Myślę, że dobrze byłoby ją polać sosem czosnkowym lub koperkowo-ogórkowym. Następnym razem tak  zrobię :)




Pychota! :)

poniedziałek, 2 lipca 2012

96.

Dziś chciałam się tylko pochwalić biżuterią za bezcen, za to dobrej jakości. Kupiłam ją jakiś miesiąc temu na szafie od użytkowniczki czarna7777.





ten pierścionek był gratisem :)


niedziela, 1 lipca 2012

95.

Wiem wiem, dawno nic nie publikowałam. Zaczęłam wakacje :) Musiałam odpocząć. Teraz mam materiały na kilka notek :) A zacznę od ciasta na zimno, taki niby torcik bananowy. Strasznie gruba warstwa bananów mi wyszła, więc musiałam kolejne dwie zmniejszyć, żeby mi się z tortownicy nie wylało. Przepis od Arabeski.

Torcik bananowy na zimno

25dag margaryny Kasi
1 i 3/4 szklanki cukru pudru
1kg bananów
3 galaretki (2 cytrynowe i 1 wisniowa)
3 jaja
herbatniki (lub biszkopty) na spód

Najpierw na spód formy wykładamy herbatniczki. Następnie obieramy banany i miksujemy. Rozpuszczamy cytrynową galaretkę w 1 szklance wody; ostudzić. W zasadzie najlepiej od razu każdą galaretkę rozpuścić w szklance wody, żeby już stygło, zanim zrobimy masy. Potem ucieramy margarynę z 1szklanką cukru pudru, dodajemy 3 żółtka, banany i zimną galaretkę. Ja to zmiksowałam, bo niestety margaryna nie chciała się ładnie połączyć z resztą składników. I tą masę wlewamy do formy, schłodzić w lodówce. Teraz ubijamy na sztywna piane białka, dodajemy 3/4 szklanki cukru pudru, miksujemy, dodajemy schłodzoną cytrynową galaretkę. Tą masę wylewamy na bananową i znów do lodówki. Jak już nam stężeje, to wylewamy schłodzoną wiśniową galaretkę i znów do lodówy. Finito! Smacznego :)


Idealne na upały i banalne do zrobienia :) Pozdrawiam!